NIE TRAĆMY NADZIEI

Drodzy uczniowie!!!

Szanowni Państwo-Rodzice, Opiekunowie !!!!

  Minął już rok odkąd zmagamy się z niewidzialnym, ale jakże groźnym dla człowieka przeciwnikiem-koronawirusem. Mikroskopijny a wciąż sieje na całym świecie niebywałe dotąd zagrożenie -dla życia, zdrowia, samopoczucia. Zapewne wielu z Was- dorosłych  doświadczyło już jego rażącej siły w postaci: choroby, konieczności odbycia kwarantanny czy ograniczenia swojej aktywności zawodowej, towarzyskiej,  zawieszenia możliwości realizacji swoich  pasji.

   A Wy drodzy uczniowie zostaliście zmuszeni do nauki w domu-z dala od rówieśników, szkolnego gwaru, nauczycieli, którzy nie tylko przekazywali Wam wiedzę przedmiotową, ale uczyli wielu innych umiejętności, potrzebnych w życiu. Ta przymusowa izolacja, rezygnacja z dotychczasowego modelu życia dla wszystkich jest trudna- dla Was zapewne też. Generuje wiele przykrych emocji -smutku, przygnębienia, rezygnacji, niepokoju czy gniewu. Niełatwo sobie z nimi radzić!!!! Jednym pomaga sen, innym spacer czy obejrzenie dobrego filmu, a jeszcze innym pomaga przeniesienie się  do wirtualnego świata gier komputerowych. Są też tacy, którzy rozładowują swój stres związany z obecną sytuacją poprzez robienie rzeczy, których do tej pory nie robili-np. uczą się gotować, szlifują znajomość  języków obcych, sięgają po ciekawą lekturę (niekoniecznie szkolną).  Każdy sposób radzenia sobie z napięciem jest dobry, pod warunkiem, że nie szkodzi własnemu zdrowiu, jest stosowany z umiarem i nie narusza dobrostanu drugiego człowieka.

Warto dzielić się swoimi odczuciami, przemyśleniami, jakie nam teraz towarzyszą – z bliskimi w rodzinie, z przyjaciółmi, kolegami. Rozmawiać, nie zamykać się na kontakt, pozwolić na upust nagromadzonych emocji-oczywiście w sposób bezpieczny. Przede wszystkim dać sobie prawo do posiadania całej gamy emocji, bo żadna z nich nie jest zła sama w sobie; zły może być tylko sposób jej wyrażania. Rozmowa o tym co  cieszy, co martwi, a co przeraża lub denerwuje nie spowoduje, że sytuacja, z jaką trzeba się teraz zmagać szybko się zmieni, ale będąc wysłuchanym i zrozumianym łatwiej ją będzie przetrwać. Z pewnością!!!!

Warto też być uważnym na to, co inni do nas mówią, jak się zachowują, jakie emocje mogą się kryć za ich zachowaniem, co chcą nam przez to przekazać. Nie należy tych sygnałów bagatelizować, wyśmiewać, umniejszać ich znaczenia. Zawsze pomocne jest wysłuchanie, próba zrozumienia problemu, sytuacji, zaoferowanie możliwej pomocy lub zaproponowanie kontaktu z osobami, które  profesjonalnie takiej pomocy udzielają ( np. pedagog czy psycholog szkolny, telefon zaufania). My jesteśmy stale gotowe do pomocy, udzielenia Wam wsparcia.

Warto też nie tracić nadziei na tzw. „lepsze jutro”. Nadziei na powrót do modelu życia, jaki znamy sprzed pandemii: bez maseczek, bez odczuwania strachu przed zachorowaniem, z możliwościami: spędzania czasu według własnych potrzeb, nauki w szkołach, swobodnych kontaktów koleżeńskich, towarzyskich, pracy w sprzyjających warunkach.

Dedykuję Wam bajkę, którą znalazłam surfując po internecie. Opowiada ona o nadziei, jest może nieco długa, ale Warto ją w całości przeczytać. 

Pozdrawiam Was serdecznie, życząc zdrowia i ….nadziei.

Krystyna Jokiel -psycholog szkolny

 Bajka o zasmuconym smutku


Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
„Kim jesteś?” Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,
a blade wargi wyszeptały: „Ja? … Nazywają mnie smutkiem”
„Ach! Smutek!”, zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
„Znasz mnie?”, zapytał smutek niedowierzająco.
„Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
„Tak sądzisz …, zdziwił się smutek, „to dlaczego nie uciekasz przede mną.
Nie boisz się?” „A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?” „Ja … jestem smutny.”
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. „Smutny jesteś …”,
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. „A co Cię tak bardzo zasmuciło?”
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. „Ach, … wiesz …”, zaczął powoli i z namysłem,
„najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.
Boją się mnie jak morowej zarazy.” I znowu westchnął.
„Wiesz …, ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.”
„Masz rację,”, potwierdziła staruszka, „ja też często widuję takich ludzi.”
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. „Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.

Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
„Płacz, płacz smutku.”, wyszeptała czule.
„Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.”
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
„Ale … ale kim Ty właściwie jesteś?”
„Ja?”, zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,
jak małe dziecko. „
JA JESTEM NADZIEJA!”

                                                                                                             Autor anonimowy

Możliwość komentowania jest wyłączona.